Teresa Jankowska, członkini Zarządu Powiatu w Oświęcimiu reprezentowała władze Powiatu Oświęcimskiego na zorganizowanych 5 października uroczystościach w Brzeszczach-Borze w 81. rocznicę masakry w podobozie KL Auschwitz - Bor/Budy.
- Jak co roku poprzez symboliczne złożenie wiązanek oraz zapalenie zniczy upamiętniamy rocznicę ofiar masakry Żydówek francuskich - więźniarek Karnej Kompanii Kobiet podobozu KL Auschwitz-Birkenau Bor/Budy - powiedziała Agnieszka Molenda-Kopijasz, prezeska Fundacji Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau.
Członkini Zarządu Powiatu w Oświęcimiu Teresa Jankowska wraz z pozostałymi delegacjami złożyła kwiaty i oddała hołd więźniarkom tzw. Karnej Kompanii Kobiet, które zostały bestialsko zakatowane przez niemieckich oprawców.
Pierwsze więźniarki przybyły do Frauen Strafkompanie Bor/Budy w czerwcu 1942 roku. Po dwóch miesiącach pozostałe jeszcze przy życiu kobiety skierowano do KL Birkenau. Kolejne więźniarki z KL Auschwitz zostały skierowane do Karnej Kompani Bor/Budy 25 lipca 1942 roku. Były to młode więźniarki Żydówki francuskie traktowane przez SS jako komunistki.
W tej grupie było też kilka Polek z emigracji do Francji. Zakwaterowano je w budynku szkoły. Podobnie jak poprzednią grupę Polek, rozmieszczono je po części w pomieszczeniach na parterze oraz na strychu budynku.
W nocy 5 października 1942 r. sześć więźniarek funkcyjnych, m.in. Elfriede Schmidt – nazwana „królową siekiery”, razem z esesmanami pilnującymi Karnej Kompanii od zewnątrz ogrodzenia, dopuścili się zbrodni na przebywających w budynku francuskich więźniarkach. Wywiązała się bójka, która przeistoczyła się w bestialską, nieludzką masakrę. Z rąk funkcyjnych i esesmanów używających pałek, siekier i podobnych narzędzi zginęło około 90 więźniarek. Ich zmasakrowane ciała zostały na następny dzień załadowane na ciężarówki i wywiezione do jednego z krematoriów KL Birkenau.
Śledztwo w tej sprawie przeprowadzone przez obozowe gestapo na rozkaz komendanta Rudolfa Hoessa, które na zlecenie SS-manów dokumentował na fotografiach jeden z więźniów obozu Wilhelm Brasse (numer więźniarski nr 3444), zostało umorzone, a wszelakie dowody starano się już w tamtym czasie pozacierać.
- Komendant nakazał zniszczenie negatywów zostawiając tylko jedną kopie – być może te zdjęcia przetrwały i nadal są w czyichś rękach - powiedziała Agnieszka Molenda-Kopijasz.
Fot. RafLor